Słowa Pana
Chcę cię teraz.
Chcę być przy tobie.
Chcę cię przy mnie.
Jestem bogiem.
A przynajmniej
synem boga.
Nawet jeśli
bękartem,
to uwielbianym.
Jednak…
Jestem też bestią.
Jestem zwierzęciem.
Chcę cię pode mną.
Chcę być w tobie.
Chcę cię posiadać.
Pokażę ci
jak bardzo jestem żywy.
Przeszyję cię spojrzeniem.
Pokażę ci
jak dobrze mi
we własnej skórze.
Chcę cię sobą wypełnić.
Chcę cię nasycić.
Chcę się tobą nasycić.
Jestem pełen siły
i zawsze gotów na siew.
Pokażę ci jakim jestem mężczyzną.
I kiedy ci to pokazuję – to słyszę głosu wstydu.
Wzywający mnie do opanowania, do wyczucia, do przyzwoitości.
Do rozsądku, i do poprawności.
Ale przyzwoitość nie jest uczciwa.
Grzeczność nie jest życzliwością.
Uprzejmość nie jest dobrocią.
Lepiej by było gdybym był miły.
Żebym ukrył i zabijał to co jest we mnie.
Jakby to nie mogło zasługiwać na miłość.
Jestem brudny, spocony i śmierdzę.
Mój zapach jest silny, zwierzęcy i ziemisty.
Włosy na moim ciele i głowie są skołtunione.
Moja broda jest omszała.
Jestem twardy,
od prawdy i natury.
Moja żądza życia jest niewinna,
nawet jeśli nie jest czysta,
to i tak bije z samego źródła.
*
Opowieści o mojej śmierci, choć wyjątkowej,
były raczej mylne.
A na pewno przedwczesne.
Mym domem był tamten las,
z mitów,
ale przecież najgęstszy był tutaj.
Kiedy patrzę na wasze miasta,
to mnie mdli,
od powtarzalności.
Widzę twój przystrzyżony trawnik,
twój sprzęt sportowy,
twoją ogoloną twarz.
Połykam twoje wymysły
i mam z nich bekę.
Ciągle wszystkiego się czepiam.
Rzygam,
kiedy widzę jednokolorowe pola śmierci,
które nazywacie wsią.
Z moich wymiocin, wyrastają zioła,
które nazywacie chwastami,
i niszczycie.
Jestem chory, kiedy piję z rzeki,
którą napełnliście swoimi truciznami,
i gównem.
Umieram, kiedy widzę ciała drzew,
z koncentracyjnych lasów,
złożone w całopalne stosy.
Bawi mnie trochę, kiedy widzę,
jak gromadzicie olej i mąkę,
na apokalipsę.
Naleśniki
nie uratują was
przed końcem świata.
*
Przyszedłem tu zamieszać.
Wnieść niepokój między was,
który może przynieść tak wiele.
Jednak nie jestem ciemnością.
Jestem światłem w ciemności.
Ogniem w lesie.
Prawda wciąż tam jest.
Czuję to także w twoim sercu,
mimo tych którzy od wieków mówią ci inaczej.
Chcę, żebyś był blisko
i chcę się nauczyć,
jak Ci ufać.
Przyjdź na błotniste wzgórza.
Pokażę ci runo leśne.
Tam jest prawdziwy spokój.
Pokażę ci twoje odbicie.
Mimo starań by zapomnieć o mnie.
Nadal znajdujesz mnie we wszystkim.
*
Matka mnie odrzuciła.
Czy za brzydotę,
czy jako owoc nieprawej miłości.
Jednak mą naturą jest miłość.
Cielesna, i bez granic.
Oraz taniec. Kocham tańczyć.
Moja męska energia
rozpala moje serce,
i wypełnia członki.
Moja kobieca energia
pulsuje w każdej komórce,
i jest nieskończenie wolna.
Uniwersalna energia we mnie
jest po to, żeby tańczyć
i nie przejmować się płcią.
Znam przepływ miłości przeze mnie,
który obejmuje obracanie się gwiazd
i krążących planet.
Zostałem dotknięty
w mojej małości
sercem nieskończoności.
*
Chcę mocnych mężczyzn wokół mnie.
Prawdziwą mocą pełni człowieczeństwa.
Ucieleśniającego się w miłości.
Nie we władzy i kontroli.
A w żądzy służenia życiu.
W pragnieniu bycia częścią.
Gotowych
do poddania się,
do polegania na innych.
Załamania się
i zajrzenia
w swoje ciemne miejsca.
Bez niczego do udowodnienia,
bez dobrego samopoczucia do udawania,
bez funkcji do wykonania.
Chcę mężczyzn wokół mnie,
których strach rzuca na kolana
– i którzy i tak to robią.
Których kręci chodzenie do wstydliwych miejsc.
Których podnieca prawda.
Którzy oferują siebie sobie nawzajem.
Wściekłych
na beztroskie
i świadome niszczenie planety.
Mężczyzn, którzy wszystko spieprzą,
i wezmą na siebie pełną,
i pełną pasji odpowiedzialność.
Którzy uznają rywalizację
za drogę do wzajemnego rozwoju,
a nie za wyścig na wymieranie.
Którzy nie potrzebują życia pozagrobowego,
ani innych rozrywek,
aby to wszystko znieść.
Kopaczy ziemi
z nosami
zasypanymi ziemią.
Z podziwem dla kobiecości
wewnątrz
i wokół nich.
Niezagrożonych przez queer
w innych,
i w sobie.
Znam takich ludzi.
A bez nich jestem niczym.
Jestem w was szalenie zakochany, bracia.
Chcę was wszystkich wokół siebie.
Moich wyznawców:
niedźwiedzi, wilków i wydr.
To ja, ryczący,
wyzwoliciel o lisiej skórze,
podwójnie urodzony.
On na drzewie,
ten z jajami,
wysmarowany bóg.
On androgyniczny
i hybrydyczny,
z nieba i ziemi.
Przerażający bóg, który jest
tutaj,
aby przynieść zmiany.
Inspirować do wychodzenia
poza ograniczenia
i stawania się naturalnymi.
Ciągła śmierć i odrodzenie.
Czujesz mnie
w zatraceniu.
W zabawie,
w tańcu,
w seksie.
Moją zdolność do wzbudzania szaleństwa,
moją pogardę dla cywilizacji,
jaką tu zastałem.
Moją pychę,
mój dziki śmiech,
moje pragnienie pełnego życia.
Moją queerową męskość,
moją miłość do skóry przy mojej skórze,
do zatracenia i zapomnienia.
Uzależnienie od intensywności, podekscytowania,
buntownicza, brutalna,
arogancka strona mnie.
Jestem bestią
i bogiem.
Jak i ty.
My, ludzie, jesteśmy zdolni
do niesamowitych okrucieństw…
kiedy przestajemy czuć.
Jesteśmy również zdolni znosić
niesamowitą ilość przemocy i nadużyć…
kiedy przestajemy czuć.
Odwracamy wzrok,
ponieważ jest to zbyt intensywne,
ponieważ nauczyliśmy się odłączać.
Ponieważ czucie jest uważane
za gorsze od myślenia,
lub rozumienia.
Czucie. Jeden z darów kobiecości,
z którym desperacko potrzebujemy
połączyć się głębiej jako ludzkość.
Wątpisz?
Rozejrzyj się wokół siebie,
zobacz co się teraz dzieje.
Jesteśmy dumni z tego,
za czym wspólnie stoimy!
Jesteśmy gotowi razem odzyskać pełnię!
Ludzie nigdy nie mieli podróżować
przez życie w połowie,
jako kobiecy lub męscy.
I nie musi tak dalej być!
Dlaczego w końcu
nie stać się lekkimi?